Zbrodnia Lubińska nieznana?
Producent wódki nie miał ani zgody ani też praw do wykorzystania słynnej fotografii. Raczkowiak zresztą przyznaje, że nawet gdyby Polmos zwrócił się do niego z takim zapytaniem, kategorycznie odmówiłby udostępnienia zdjęcia w takim kontekście. Lubinianin już zapowiedział dochodzić swoich praw w sądzie. - Tutaj prokurator musi wykonać dodatkowe czynności, rozważamy zaistnienie tu przestępstwa prywatno - skargowego z art. 212 kodeksu karnego, musimy skontaktować się z osobami, które znajdują się na tym zdjęciu lub z ich krewnymi. Bo jeśli mówimy o znieważeniu, to właśnie o znieważeniu tychże osób. Prokurator musi ocenić zachowanie osoby, która zamieszczała to zdjęcie z takim, a nie innym podpisem. Trzeba bowiem pamiętać o tym, że przestępstwo znieważenia może być popełnione tylko umyślnie, dlatego musimy wykonać dodatkowe sprawdzenia, by ocenić te zachowanie pod kątem prawno - karnym, co nie oznacza, że osoby, które są na tym zdjęciu lub ich rodziny, które poczuły się dotknięte, nie mogą dochodzić swoich roszczeń na drodze postępowania cywilnego. - Prokurator skontaktował się z autorem zdjęcia i wczoraj został przesłuchany. Do protokołu złożył zawiadomienie o przestępstwie i złożył też wniosek o ściganie i dzisiaj prokurator wszczął dochodzenie własne w tejże sprawie. Mamy dużo informacji, które pochodzą z mediów, na podstawie tego można już wyciągnąć pewne wnioski, natomiast cały ten materiał poglądowy musimy teraz przełożyć na tzw. materiał procesowy, który da nam lub nie - podstawę do postawienia komukolwiek zarzutów, ponieważ musimy zindywidualizować tutaj odpowiedzialność karną - mówi Liliana Łukasiewicz, rzecznik Prokuratury Okręgowej w Legnicy.
Strajki
sierpniowe
na Wybrzeżu i w innych zakładach pracy w całej Polsce stworzyły realne
możliwości stworzenia struktur
organizacyjnych wolnych od władz PZPR, które wówczas rządziło Polską
Ludową. Momentem przełomowym w strajkach był 31 sierpnia 1980 r. i
podpisanie przez Lecha Wałęsę porozumienia, które zawierało 21
postulatów. W drugą rocznicę podpisania Porozumień Sierpniowych, 31 sierpnia 1982
r., mieszkańcy Lubina spontanicznie odpowiedzieli na apel Solidarności,
publikowany w kolportowanych nielegalnie ulotkach, by zebrać się o
godz. 16-tej na Rynku. Już o 15:40 około 200 osób oczekiwało w grupkach
na sygnał. Przed 16-tą tłum ten urósł do 2000 ludzi. Na rynek wjechała
karetka i zaczęto układać krzyż z kwiatów, śpiewać pieśni patriotyczne i
domagać się m.in., by uwolnić Lecha Wałęsę, a zamknąć gen. Wojciecha Jaruzelskiego. Wydarzenie nie robiło wrażenia groźnej demonstracji.
Tłumek ludzi, niewielka grupa zomowców. Milicyjny duży fiat jeździł
wkoło rynku i przez megafon oficer nawoływał, żeby się rozejść, bo
manifestacja jest nielegalna. Przez śpiew ludzi słabo było go słychać.
Gdy manifestacja zbliżała się do końca, a niektórzy uczestnicy zaczęli
się już rozchodzić, milicjanci wystrzelili gaz łzawiący. Ciężkie puszki
poleciały w tłum.
Około godziny 16:30 milicjanci zaczęli strzelać z ostrej amunicji.
Niedaleko poczty głównej i pijalni piwa „Gwarek” (obecnie klub La Cafe)
nagle jeden z biegnących mężczyzn przewrócił się przed stojącym
"Żukiem". Prawie równocześnie także drugi mężczyzna padł na chodnik.
Ludzie, którzy biegli, zatrzymali się, i zaczęli krzyczeć, żeby brać
tych mężczyzn do szpitala. Do "Żuka" włożyli mężczyznę, który przewrócił
się pierwszy i żył jeszcze. Drugiego włożono do samochodu tylnymi
drzwiami. Byli to Andrzej Trajkowski i Mieczysław Poźniak. Jeden
otrzymał postrzał w brzuch, drugi w głowę. Mieczysław Poźniak był
kawalerem, Andrzej Trajkowski miał żonę i czwórkę dzieci. Pani
Stanisławy Trajkowskiej nikt o śmierci męża nie powiadomił. Dopiero rano
1 września, po upływie godziny milicyjnej, mogła wyjść z domu, by
szukać męża. Na milicji niczego się nie dowiedziała. Dopiero w szpitalu
usłyszała wiadomość, która na zawsze zniszczyła jej życie. Michał Adamowicz, postrzelony jako ostatni, w szpitalu żył jeszcze trzy
dni. Pani Wanda dotarła do niego przez piwnicę, bo szpital był
obstawiony przez milicję. Jej mąż nie ruszał się, z dziury w głowie
sączyła mu się krew. Lekarz mówił wprawdzie, że on już właściwie nie
żyje, ale musi go jak najdłużej przy życiu utrzymywać. Tak mu kazała
milicja, żeby nie psuł im statystyk ofiar...
Krzysztof Raczkowiak, lubiński fotografik i
fotoreporter (związany niegdyś z tygodnikiem "Konkrety") zrobił około
200 zdjęć. Wśród nich i to najsłynniejsze, na którym grupa mężczyzn w
biegu unosząca nieprzytomnego, rannego śmiertelnie w głowę, 28-letniego
Michała Adamowicza.
Komentarze
Prześlij komentarz